Niezwykły Fluffy Slime, o mięciutkiej, lekkiej jak chmurka konsystencji tworzy się, dodając do SLIME Tubi piankę kreatywną w wybranym kolorze. Dzięki niej glutek zyska nie tylko niezwykły wygląd, ale też przyjemną fakturę. Gotowy SLIME można połączyć ze Sztucznym Śniegiem, dzięki czemu masa nabierze prawdziwie śniegowej
Oto i znowu ja 😛 tra la la la laaa ;))) Tak mi dzisiaj wiosennie, wesoło i słonecznie 😛 Chociaż w sumie na zewnątrz chłodnawo, a wczoraj to nawet strasznie wiało i padało, więc ta wiosna to głównie w mojej głowie 😉 Ale nic to! Nie poddajemy się marudnej pogodzie i alleluja i do przodu 🙂 Wczoraj gimnazjaliści pisali ostatnie egzaminy i jako, że miałam dzięki temu więcej czasu (egzaminy kończyły się koło 12/13) to skrzętnie go wykorzystałam 🙂 Wiosennie, a jakże! Zrobiłam takie oto ptaszki jak na powyższym zdjęciu (pomysł znalazłam na Na dole natomiast pokazałam co się do takich ptaszków przyda. – folia aluminiowa, – glina albo modelina, – farby akrylowe, – drut (a do niego kombinerki do cięcia i zawijania) albo gotowe haczyki, – ewentualnie klej Super Glue. Z folii aluminiowej zrobiłam kuleczki, trochę mniejsze niż ptaki miały być docelowo. W kulki wbijałam gotowe druciki na górze i dole, oczywiście jak najrówniej. Później te aluminiowe kulki oklejałam warstwą modeliny/gliny. Na zdjęciu poniżej górny ptaszek jest z gliny, dolny z modeliny. Jeśli nie wiecie, którą opcję wybrać to: – glina wyjdzie taniej, z opakowania gliny (11zł) zrobicie 5 ptaków i jeszcze sporo zostanie, podczas gdy z jednej kostki modeliny (Fimo Soft – 8zł) można zrobić dwa ptaki, – modelina jest łatwiejsza w pracy, bardziej plastyczna, trwała (po utwardzeniu jak plastik), nadaje się na zewnątrz; gliniany ptaszek będzie bardziej ‚kruchy’, – modelina jest zdecydowanie lżejsza, – modelinę łatwiej pomalować, jeśli się gdzieś pomylimy wystarczy zetrzeć farbę (zaschniętą zmyje się zmywaczem do paznokci), na glinie będzie to prawie niemożliwe. – przy glinie nawet po wyschnięciu trzeba uważać na kontakt z wodą. Z tego podsumowania jasno wynika, że modelina jest wygodniejsza w tej sytuacji, ale kwestia ceny przeważa na stronę gliny, zależy po prostu ile chcecie wydać i gdzie takie ptaszki powiesić 🙂 Ptaki z modeliny piekłam przez 30min w 110*C. A później zaczęło się malowanie ;))) Wygląd ptaków podpatrywałam sobie z książki „Ptaki w parku i w ogrodzie”, którą mam już od lat. Internet też będzie dobrym źródłem 🙂 (już na etapie lepienia wstępnie wybrałam, które ptaki będę robić i odpowiednio kształtowałam ogony i skrzydła) Kiedy już wszystko wyschło zabezpieczyłam jeszcze druciki klejem (na wszelki wypadek, żeby mi się nie wysunęły gdzieś z tej modeliny/gliny) i przywiązałam sznurki. Najpierw zawiesiłam je w ten sposób, czyli na jednym kawałku muliny zawiesiłam każdego z nich na górnym haczyku. Ale później stwierdziłam, że bardziej przyda mi się pionowe ustawienie ;)) Więc pozwiązywałam je krótkimi kawałkami muliny (każdą pętelkę skleiłam też klejem, nie rozwiąże się :)). Razem z Cotton Balls’ami z Netto (:P) otrzymałam iście wiosenną aranżację ;D Wydaje mi się, że to będzie też fajny projekt dla starszych dzieci, wyjść, zrobić zdjęcia ptaków w parku/ogrodzie/lesie, ulepić, pomalować 🙂 No, to się już wyżyłam plastycznie 😉 Pora trochę odpocząć, arbuza kupiłam 😀 Pozdrawiam!
Jak zrobić glazurę dla Clay? – Całą butelkę bezbarwnego lakieru wlej do miski. – Dodaj 2 łyżki przezroczystego kleju rzemieślniczego, 3 łyżki wody butelkowanej i wymieszaj. – Jeśli już pomalowałeś swoją glinę lub może stemplowałeś ją tak jak ja z tymi miseczkami i chcesz mieć przezroczystą glazurę, przestań teraz.
Łatwo je wykonać. Mieszczą się z łatwością w kieszeni i w torebce. Kilka zawsze warto mieć przy sobie – na wiosennym spacerze, w drodze do pracy czy szkoły. Wystarczy je dyskretnie upuścić lub podrzucić w upatrzone miejsce, a potem już tylko z przyjemnością obserwować rozwój sytuacji. Przy odrobinie szczęścia resztę pracy wykona natura. Ale to nasz mały wkład sprawi, że otoczenie będzie piękniejsze, wspólna – niczyja przestrzeń nieco oswojona, a miasto jakby bardziej nasze. Można zacząć działać już teraz – wiosna w natarciu! Bomby nasienne to pomysł – bomba 🙂 Bomby (inaczej kule) nasienne ( z ang. seed bombs, seed balls) to bardzo stara technika siewu, stosowana już w starożytnym Egipcie, gdzie przy jej pomocy odnawiano pola uprawne po wylewach Nilu. Podobno znały ją też rdzenne ludy Ameryki. Po wiekach zapomnienia współczesności przywrócił ją w XX w. japoński pionier ogrodnictwa naturalnego – Masanobu Fukuoka. Obecnie technika kul nasiennych jest z powodzeniem stosowana w niektórych krajach, jak np. USA, Kanada, Chiny czy Australia do powtórnego zalesiania i przywracania ekosystemów na ogromnych połaciach lądu w formie siewu powietrznego z samolotów. Bomby nasienne stały się też nie lada odkryciem dla aktywistów ruchu tzw. „partyzantki ogrodniczej” (z ang. guerilla gardening), którzy od lat 70. minionego wieku działają na rzecz zazieleniania miast. Dlaczego właśnie kule? Technika bomb nasiennych w prosty i genialny sposób łączy sposób siewu znany z natury z metodami stosowanymi przez ogrodników. W naturze nasiona rozprzestrzeniają się za pomocą sił grawitacji, wiatru, wody, są przenoszone przez zwierzęta, ale tylko część z nich padnie na odpowiedni grunt i rozwinie się jako nowe rośliny. Pozostałe zgniją od nadmiaru wilgoci, nie wykiełkują z braku dostępu do wody, gleby lub światła albo zostaną zwyczajnie zjedzone przez ptaki lub inne stworzenia. Dlatego ogrodnicy, aby zapewnić nasionom szanse rozwoju zakopują je w ziemi, podlewają i nawożą. Wymaga to z kolei sporego nakładu pracy. Oznacza też sporą ingerencję w naturę. Bomby nasienne to kule ulepione z gliny i ziemi, czasem też z dodatkiem nawozu, zawierające w środku nasiona. Taka otoczka chroni nasiona przed szkodliwymi czynnikami i stanowi namiastkę podłoża dla przyszłego zalążka rośliny. Gotowe, wysuszone kule wystarczy rzucić lub położyć w wybrane miejsce bez konieczności przygotowania gruntu – i pozostawić siłom natury. Z takim „wyposażeniem” nasiona mają znacznie większe niż w naturze szanse, że poradzą sobie same. Gliniana otoczka nie rozpada się od rzutu nawet z dużej wysokości, zostanie rozsadzona dopiero przez kiełkujące pod wpływem deszczu i słońca nasiona – o ile oczywiście zaistnieją odpowiednie warunki. Można powiedzieć, że technika bomb nasiennych to jedynie wspomaganie natury, faworyzowanie wybranych gatunków w procesie selekcji naturalnej. Zalety kul nasiennych są nieocenione, jeśli chodzi o szybkie zazielenianie terenów rozległych i trudno dostępnych, jak wzgórza czy obszary podmokłe. Masowe zrzuty tych – można powiedzieć – życionośnych bomb z samolotów zaoszczędzają wiele czasu i energii. Natomiast w mieście „bombardowanie” nasionami kwiatów niewykorzystanych działek, ogrodzonych nieużytków, brzydkich podwórek czy zaniedbanych poboczy dróg aby podnieść estetykę otoczenia można realizować prawie niepostrzeżenie, bez zbędnego zamieszania, a skutecznie. Samo przygotowanie kul jest bardzo proste i mało kosztowne, na dodatek może być fajną zabawą. Przyjemne łączy się z pożytecznym, bo chodzi tu nie tylko o upiększenie naszego środowiska, ale też wzbogacenie go o nowe gatunki roślin, a także przyciąganych przez nie licznych drobnych stworzeń, jak owady czy ptaki. Gwarancja sukcesu – odpowiednie gatunki Do siewu techniką kul nasiennych najlepiej nadają się rośliny, które będą w stanie poradzić sobie same w zastanych warunkach. A więc gatunki rodzime, dostosowane do naszego klimatu, o małych wymaganiach, rosnące na każdej glebie, takie jak dziko występujące kwiaty polne i zioła, np. chaber bławatek, mak polny, dziurawiec, mięta, szałwia, rumianek, żywokost lekarski. Tego rodzaju rośliny łatwo rozsiewają się same, jeśli poczują się dobrze w danym miejscu. Dobrym pomysłem jest sianie roślin, które nie tylko upiększą miejski krajobraz, ale będą też źródłem pożywienia dla drobnych zwierząt. Ulubione gatunki pszczół, czyli rośliny miododajne to np. koniczyna biała, wierzbówka kiprzyca, lucerna siewna, gorczyca polna, jasnota biała, mniszek lekarski. Wiele z nich przyciąga także motyle. A gdy posiejemy tu i ówdzie słoneczniki, ptaki będą zachwycone nie mniej niż my. Moje kule zaopatrzyłam w nasiona różnokolorowych chabrów bławatków, złocienia właściwego, słonecznika, mięty, oregano oraz mieszanki kwiatów przyciągających motyle Jak zrobić kule nasienne Przygotowanie bomb nasiennych jest bardzo proste. Co będzie nam potrzebne? sproszkowana glina (do nabycia w sklepach wędkarskich, plastycznych) ziemia do kwiatów woda nasiona ewentualnie kompost W naczyniu, np. misce czy wiaderku mieszamy glinę z ziemią i ewentualnie kompostem. Glina powinna zdecydowanie przeważać w składzie kul – ja użyłam 4 miarki gliny na 1 miarkę ziemi. Do mieszaniny dolewamy tyle wody, aby uzyskać konsystencję gęstego ciasta, nadającą się do lepienia kul. Lepimy bomby o 2-3 cm średnicy. Można od razu wmieszać nasiona lub dodawać je w trakcie lepienia. Ja dałam szczyptę nasion jednego – dwóch gatunków na jedną kulkę. Aby później wiedzieć, jaka jest zawartość każdej bomby, można je „podpisać” igłą, kiedy jeszcze są miękkie. Gotowe kule można zastosować od razu lub wysuszyć i przechować w kartonowym pudełku. Świetnie do suszenia i przechowywania bomb nadają się również wytłoczki po jajkach – tak właśnie zapakowałam moje kulki, które poczekają, aż wiosna rozpocznie się na dobre. Już wkrótce można zacząć zielone „bombardowanie”. Dokładnym terminem siewu nie trzeba się zbyt mocno przejmować – nasiona w kulach są zabezpieczone przed czynnikami zewnętrznymi, a kiełkowanie będzie możliwe dopiero po wystarczającym wiosennym deszczu. Co do miejsca to wystarczy rozejrzeć się wokół, może gdzieś blisko domu lub po drodze z pracy mijamy zaniedbane lub opuszczone miejsce, gdzie brakuje zieleni? Nie polecam jednak ingerowania w dobrze zagospodarowane tereny zielone lub czyjś ogródek! Kulę nasienną najlepiej zostawić w odpowiednim miejscu (kawałek gołej ziemi, kretowisko będą bardziej sprzyjać przyjęciu się siewek niż gęsty trawnik) po deszczu. Potem już tylko wystarczy obserwować, co się będzie działo 🙂 Jeśli nasze rośliny się przyjmą i zadomowią, będą się później już same rozsiewać. 1.1K views, 13 likes, 15 loves, 10 comments, 2 shares, Facebook Watch Videos from fajneogrody.pl: Fajna Kawa. Co zrobić jeśli mam cień i glinę, a chcę

Pracownia ceramiczna – co to takiego? Jak wygląda jej prowadzenie? Czy taki biznes ma szanse zaistnieć w dzisiejszych czasach? Na te i inne pytania odpowiadamy w poniższym wywiadzie z Agnieszką Romaniuk z Pracowni Ceramicznej Kamionka. Skąd pojawił się pomysł na pracownię ceramiczną? Pomysł pojawił przypadkowo, wręcz zrządzenie losu natknęło mnie na przygodę z ceramiką. Zaczęło się od tego, że zabrałam swoje dzieci na warsztaty garncarskie. Niestety, szybko się im to znudziło, bo były jeszcze małe, a mnie wręcz przeciwnie – zaczęłam sama jeździć na warsztaty do Domu Kultury. Pamiętam ten dreszcz emocji gdy zrobiłam swój pierwszy kubek. Wpadłam na pomysł żeby przerobić kuchnie letnią na pracownię. Postarałam się o dotację na założenie działalności z której kupiłam najważniejszą i najdroższą rzecz czyli profesjonalny piec do wypału ceramiki. Pierwszy rok swojej działalności przeznaczyłam na doskonalenie się, naukę różnych metod, technik tworzenia, zdobienia, szkliwienia. Bardzo się cieszę bo zainteresowanie moją ceramiką stale rośnie. Moja marka zaczęła być rozpoznawalna i aż sama się czasem dziwię, że ludzie z Polski przypadkowo mnie gdzieś spotykają i mówią, że już o mnie słyszeli, a nawet byli już moimi zadowolonymi klientami. Czy teraz dzieci przeszkadzają, czy raczej pomagają w pracy? Jak najbardziej pomagają ponieważ są bardzo uzdolnione plastycznie. Choć szczerze, to czasem kiedy wpadają do pracowni i mówią, żeby im dać wałek i glinę, to na wielkim stole okazuje się, że nie ma już miejsca dla mnie. Ale kiedy się już wybawią, to sama przystępuję do pracy. W zasadzie pracownię otworzyłam też dla nich, żeby pokazać im, że na wsi można żyć z pasją i z pasji. Teraz jest taka tendencja, że ludzie uciekają do miasta ponieważ w mieście wszystko jest w zasięgu ręki. Ale ja uważam, że na wsi też się pięknie żyje, a nawet piękniej i spokojniej, bo na łonie natury. No przy odrobinie odwagi i pomysłu każdy może godnie żyć i zarabiać, nieważne gdzie mieszka i jak daleko ma do najbliższego miasta. Czyli zrobiłaś pracownie tylko dla swoich dzieci? Właściwie to i dla nich, ale też dla siebie. Ja potrzebowałam wyżyć się manualnie, muszę tworzyć żeby żyć szczęśliwie a moje szczęcie udziela się rodzinie i bliskim. Ponad 10 lat pracowałam w kwiaciarni i to mnie nauczyło pracy kreatywnej. Po odejściu, próbowałam robić bukieciki, kompozycje u siebie w domu, ale czułam, że wyczerpałam temat we florystyce, nauczyłam się wszystkiego od bukiecików, po ikebany i wiązanki ślubne. Z takim bagażem łatwiej było mi się odnaleźć w glinie, ta sama zasada-robienie czegoś z niczego, tylko inną metodą – to przecież kulka błota, która po obróbce staje się naczyniem, figurką, rzeźbą. Glina to szalenie niezwykły materiał,z którego można zrobić wszystko, ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia. W ceramice urzekła mnie jej trwałość, kwiaty więdną, wypalona ceramika może cieszyć pokolenia. A czy każda glina nadaje się do rzeźbienia? Nie, nie każda. Obecnie na rynku jest ponad 30 rodzajów różnych glin. Są gliny z szamotem, bez szamotu, gliny gładkie itd. Przykładowo z gładkiej gliny nie da się zrobić wysokiego przedmiotu ponieważ gładka glina opada pod ciężarem. Przy tego typu konstrukcjach dobrze, żeby glina miała choć trochę szamotu, czyli zmielonego biskwitu – to on nadaje sprężystości, dzięki czemu naczynie nie opada, daję się z większą łatwością kształtować bez dodatkowych stelaży. Z kolei glina z grubszym szamotem nie nadaje się na koło garncarskie ponieważ rani palce, kiedy się ją dłużej toczy. Każdy rodzaj gliny służy więc do czegoś innego. Rodzaj gliny dobieramy do efektu końcowego jaki chcemy uzyskać. A czym się różni glina garncarska od kamionkowej? Przede wszystkim różni się temperaturą wypału i składem. Glina garncarska to glina ze względu na obecność sporej ilości żelaza można wypalać w niskiej temperaturze. Co prawda glina kamionkowa też posiada szamot i nie zawsze jest gładka, ale wymaga dużo wyższej temperatury wypału, nawet do 1300 stopni Celsjusza, gdzie w glinie garncarskiej jest to około 1000 stopni. Zakochałam się w glinie kamionkowej gdyż lubię robić rzeczy solidne, nie tylko ładne do postawienia, ale przede wszystkim użytkowe. Stawiam na jakość jaką daje mi ta glina, która jak nazwa wskazuję, po wypaleniu jest mocna i twarda jak kamień. Jest idealna do naczyń użytkowych, które następnie można zmywać w zmywarce, podgrzewać, wstawiać do ogniska i piec w piekarniku. A czy glina kamionkowa jest samoutwardzalna? Nie, wszystko wymaga wypału. Może opowiem o procesie tworzenia z gliny. Na początku mamy glinę do lepienia ręcznego lub glinę lejną do odlewania w formach. Po wykonaniu naczynia, przedmiotu, taką glinę musimy odstawić na stu procentowe wysuszenie przed pierwszym wypałem w piecu ceramicznym, Jest to wypał w temperaturze około 900-950 st C., który utwardza. Po wypaleniu nasze naczynie ma jeszcze tendencje do przyjmowania cieczy, więc kiedy wlejemy wodę, ona wsiąknie w czerep i w rezultacie może spowodować pokruszenie pocenie się naczynia lub nawet pęknięcie. Pierwszy wypał jest potrzebny po to, aby ułatwić dalszą obróbkę – możemy coś jeszcze podszlifować, bez strachu brać w dłonie i dowolnie dekorować, szkliwić a nawet umyć gdy coś pójdzie nie tak. Następnie wstawiamy poszkliwioną ceramikę ponownie do pieca na wyższą temperaturę (dostosowaną do rodzaju gliny). Proces wypału twa 8-9 godzin, drugie tyle stygnie piec zanim będzie można do otworzyć. Te czekanie jest zawsze najgorsze, niezmiennie towarzyszą temu ogromne emocje. Otwieranie pieca jest jak wyciąganie prezentów spod choinki, nigdy nie wiesz co zastaniesz, bywają różne niespodzianki, nie wszystkie mile widziane. Trochę to skomplikowane. Czy ludzie sami chcę przechodzić ten proces i wypalać naczynia? Na początku każdy się trochę boi. Dlatego, że właśnie może to brzmieć skomplikowanie. Mam jednak u siebie w pracowni możliwości przeprowadzenia warsztatów i wiele osób z tego korzysta. Ludzie przyjeżdżają z bardzo daleka na wspólne lepienie, jest bardzo miło tworzyć na łonie natury przy rozmowie, żartach i śpiewie ptaków. Osobiście czerpię z tego ogromną radość i myślę,że trochę tym zarażam swoich uczestników, staram się aby poczuli przyjemność tworzenia i swobodę. Uważam, że każdy potrafi coś zrobić, każdy może zostać ceramikiem tylko trzeba dobrego instruktora, który w odpowiednim momencie poratuje radą i będzie doglądał na bieżąco. Najfajniejsze są sytuacje, kiedy przychodzą osoby towarzyszące i z góry zakładają , że będą siedzieć i obserwować, bo lepić na pewno nie potrafią. Często mówią: „Ja nie umiem, ja sobie tu posiedzę i popatrzę”. Staram się nie naciskać, kładę kawałek gliny i obserwuję. Zaczyna się od dziubania palcem,potem ugniatania….i zaczyna się cała zabawa. Najciekawsze jest to, że te osoby, które są niepewne, potrafią zrobić najbardziej zaskakujące rzeczy. Przykładowo: kiedyś przyjechał Pan, który przez półtorej godziny ugniatał glinę: to w kwadrat, to w stożek, to znowu wszystko psuł, świetnie się przy tym bawił, aż w końcu wyszedł mu… durszlak na truskawki. Był z tego dumny i zadowolony jak dziecko, stwierdził, że zawsze o takim marzył. Bo w każdym z nas drzemie dziecko i to jest urocze. Częściej kobiety czy mężczyźni chcą tworzyć z gliny? Na początku bardziej kobiety są chętne do lepienia, ale powiem szczerze, że z czasem mężczyźni też nabierają ochoty. Panowie mają większe predyspozycje ponieważ jednak przy pracy z gliną potrzebna jest

Glandzior Maluje Aldona Glanda FaceStylist: Jedyne takie szkolenie, w którym: - poznasz
Właściwa zaprawa zduńska powinna być wykonana z gliny tłustej po dodaniu drobnego czystego piasku oraz mączki ceglanej. Część wykonawców dodaje również mączki szamotowej. Schudzanie gliny zmniejsza jej kurczenie oraz prawdopodobieństwo pękania po wyschnięciu. Jednak z drugiej strony nadmiar środków schudzających zmniejsza przyczepność zaprawy oraz osłabia jej siłę spajania po wyschnięciu. Z tego powodu ilość domieszek schudzających należy dobrać do konkretnego gatunku gliny występującego w danym wyrobisku. Piasek użyty do schudzania powinien być drobnoziarnisty i wolny od cząstek organicznych, żwirku i kamieni. W praktyce używa się piasku o ziarnistości 0-2mm. Jeżeli glina jest za chuda i zawiera nadmiar piasku należy ją natłuścić dodając gliny bardzo tłustej lub glinki ogniotrwałej. Gdy korzystamy z gliny w pobliżu budowy należy wykonać zaprawę zduńską poprzez jej zarobienie z wodą do chwili pozbawienie grudek oraz zanieczyszczeń organicznych. Po tym zabiegu dodajemy w miarę potrzeby środki schudzające (drobny piasek i mączkę ceglaną ) lub natłuszczające ( glinka ogniotrwała lub glina mielona ) i ponownie starannie mieszamy. Struktura gotowej zaprawy powinna być bardziej zwięzła od konsystencji gęstej śmietany. Aby dobrać prawidłową strukturę zaprawy zduńskiej możemy również zastosować sposób wykorzystywany na terenach wschodniej Polski przed II Wojną Światową. Pobieramy tłustą glinę z wyrobiska lub jeżeli istnieje taka możliwość przywozimy z pobliskiej cegielni w postaci uformowanych a nie wypalonych jeszcze cegiełek. Glinę z wyrobiska dzielimy na małe fragmenty, natomiast "cegiełki" ponieważ z reguły są wyschnięte rozbijamy na małe kawałeczki. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku przygotowane porcje zalewamy wodą do chwili zrównania się jej lustra z powierzchnią gliny. Najlepiej czynność tę wykonać wieczorem i pozwolić na swobodne nasiąknięcie gliny. Rano glinę dokładnie wyrabiamy. Przygotowujemy 5 małych jednakowych porcji. Tworzymy 5 mieszanek w równych objętościowo proporcjach gliny do piasku od 1:1 do 1:5. Po wymieszaniu gliny z piaskiem tworzymy kulkę o średnicy 3-5cm i zgniatamy do grubości 1-1,5cm. Powstały „placuszek” pozostawiamy do wyschnięcia. Próbka której krawędzie posiadają najmniej pęknięć jest najbardziej optymalna do budowy pieca kaflowego. Podobna próbę możemy wykonać nie na "placuszku" lecz "wałeczku" przygotowanym według przepisu opisanego powyżej z ta różnicą, że wałeczkiem oklejamy dookoła plastykową lub kartonową tubę, butelkę o jednakowej średnicy lub drewniany wałka lub kołka. Wałeczek, który posiada najmniejszą ilość pęknięć na zewnętrznej powierzchni wskaże nam najlepszy stosunek gliny do piasku z tego konkretnie wyrobiska. Doświadczeni zdunowie, aby ułatwić sobie pracę wydobywali glinę na powierzchnię w miesiącach jesiennych oraz poddawali ją procesowi przemrożenia. Woda zgromadzona w glinie powodowała rozsadzanie grudek na drobne części. Aby praca w sezonie zimowym była o wiele łatwiejsze glinę zalewano gorącą woda lub podgrzewano w stalowych kotłach. Dzięki takiemu zabiegowi znacznie łatwiej można ja było wyrobić oraz kojąco wpływała na dłonie zabezpieczając w znacznym stopniu przed powikłaniami reumatycznymi. Jak rozmnażać iz czym mieszać glinę szamotową - schemat krok po kroku Krok 1: nanieś proszek na wodę. Aby przygotować roztwór gliny szamotowej do tynku, potrzebujemy paczki proszku szamotowego. Wsyp proszek do pojemnika, stopniowo dodając wodę, aż proszek całkowicie pokryje się wodą. Tynkowanie gliną nie jest trudne. Ale nie da się zacząć kłaść tynku ot tak, z biegu. Sprawdźcie, jak przygotować słomę i glinę, by praca szła jako wypełnienie ścian i podstawa tynkuBudujemy naturalny dom ze słomy i gliny, logiczne zatem jest, że tynk gliniany kładziemy na słomę. Dlatego też najwięcej miejsca jej właśnie jest świetnym podłożem pod tynk gliniany. Glina dobrze lepi się do nieregularnej, niegładkiej powierzchni. Narzucona z pewną siłą, a nie tylko rozsmarowana, wchodzi w głąb kostki i zabezpiecza również słomę (podobnie jak inne podłoża, zob. fragment niżej) trzeba przygotować do ściany ze słomyDokładnie pozbywamy się wszystkich luźnych źdźbeł, a samą ścianę wyrównujemy. Idealne wyrównanie nie jest konieczne – i zależy od preferencji przyszłych mieszkańców domu. Aczkolwiek im ściana prostsza, tym tynkowanie będzie się przycinarka do żywopłotu, elektryczna bądź spalinowa piła łańcuchowa. Z tej ostatniej, ze względu na spaliny, lepiej korzystać tylko wtedy, gdy pomieszczenie jest dobrze wentylowane, lub podczas trymowania zewnętrznej powierzchni przycinamy tak jak żywopłot, tzn. usuwamy wszystkie wystające źdźbła. W ten sposób tworzymy w miarę równą (w zależności od upodobań), acz wciąż nie gładką – ze względu na samą strukturę kostki – powierzchnię. Taką w sam raz pod gliniany ściany ze słomy słomy do dalszych prac – trymowanie przed rozpoczęciem tynkowaniemWszystkie źdźbła słomy, które spadną na ziemię podczas przycinania ścian, zmiatamy na wielki stos i pakujemy do worków. Za chwilę to wszystko przyda się do tynkowania!Trymowanie to ponadto doskonały moment, by zaplanować i przygotować wnęki na półki lub klimatyczne podłoża pod gliniany tynk Gliną można tynkować również cegłę, drewno, a nawet beton. Tynkowana powierzchnia powinna być chropowata – zwiększy to przyczepność gliny do podłoża. W przypadku drewna warto w celu zwiększenia przyczepności zamocować dodatkowo matę bambusową lub trzcinową. Czasem przyda się też wtopienie w kładziony tynk jutowej siatki. Szczegółowe informacje o przygotowaniu ściany z tych materiałów do tynkowania gliną znajdziecie w publikacji Irmeli Formme i Uty Herz Podręcznik tynkowania gliną i gliny na podstawie jej składuNa naszej budowie tynkujemy gliną kopaną, a nie suszoną w workach. Dokładne powody finansowe, klimatyczne i środowiskowe opisaliśmy w linkowanym wyżej artykule. Same budowlane aspekty omawiamy przy okazji przyglądania się bliżej warstwom tynku glinę wykopaną z ziemi trzeba przetestować, gdyż może się ona różnić w zależności od miejsca pozyskania. Nadająca się do tynkowania musi być wystarczająco tłusta, czyli mieć sporo iłów i nie zawierać zbyt dużo piasku. Jak to wszystko sprawdzić, dowiedzieć się możecie dzięki lekturze podlinkowanego wyżej tym dobrze, by glina była czysta, to znaczy nie zawierała zbyt wiele kamieni ani resztek gruzu. Wtedy w zasadzie od razu możemy przystąpić do przygotowania masy na tynki, a pojedyncze kamyczki wyjmować, gdy na nie natrafimy. Część z nich osiądzie prawdopodobnie na dnie natomiast glina jest zanieczyszczona wieloma kamykami o średnicy większej niż 1 cm czy gruzem… najłatwiej będzie z niej zrezygnować i poszukać innej. Jeśli nie mamy innej możliwości i musimy z niej budować, wyjścia są obsuszenie i przesianie glinyGlinę na tynk gliniany czy inne cele budowlane można wcześniej solidnie obsuszyć i pokruszyć, a potem przesiać przez sito, które zatrzyma zanieczyszczenia. Obsuszenie i pokruszenie, aczkolwiek praco- i czasochłonne, z pewnością przyśpieszą też sam proces namaczania i rozmieszania gliny. Nie zawsze jednak wtedy podczas mieszania zaoszczędzimy tyle czasu, by było to opłacalne. Wszystko zależy od konkretnych warunków panujących na się twardszych grudek, w tym kamieni, można również na późniejszym etapie. W tym celu mieszankę przelewamy przez sito tuż po jej przygotowaniu. Do tego jednak potrzebować będziemy solidniejszego sita niż w pierwszym przypadku. Do przelewania użyć też będzie trzeba więcej namoczenie gliny i jej rozmieszanieSensownym sposobem na przyśpieszenie pracy jest wcześniejsze namoczenie gliny. Co najmniej dzień przed tynkowaniem wrzucamy ją do dużej kastry i zalewamy wodą tak, by płyn niemal w całości ją dnia masę wstępnie można wymieszać stopami, ugniatając tak jak winogrona tuż po winobraniu. Właściwą mieszankę uzyskujemy jednak już z pomocą mieszadła lub betoniarki. A gdy ktoś ma smykałkę do przerabiania urządzeń, może też wykorzystać starą glebogryzarkę. Oczywiście każde narzędzie, a zwłaszcza już te droższe warto sprawdzić przed zakupem. Nie wszystkie muszą się sprawdzić akurat w Waszym przypadku. My najmniej lubimy betoniarkę, a marzymy o podwójne ile kamienie w glinie stanowią pewien problem, o tyle korzenie – nie. Nawet gdy glina trochę przeleżała i zarosła chwastami, łatwo można sobie z tym poradzić. Części naziemne należy oczywiście wyrwać, a korzenie zostaną łatwo przechwycone przez słomę i glinę w odpowiedniej ilościIdeałem jest, jeśli uda nam się przygotować słomę i glinę do tynkowania dzień czy dwa wcześniej. Ważne jest zwłaszcza przygotowanie dużej ilości glinianej masy – tak aby tynkowanie przebiegało sprawnie i byśmy nie musieli odrywać się od pracy, bo jej zabrakło. Nam niestety masa prawie zawsze kończy się zdecydowanie za szybko…Glina rozrobiona z wodąGdy wszystkie materiały mamy gotowe, możemy przystąpić do tynkowania gliną kopaną. Jak to zrobić? O tym już w artykule o samym tynku glinianym, podlinkowanym artykuł? Polub Siedem wierzb – dom ze słomy i gliny na Facebooku. Dzięki temu nie przegapisz następnych wpisów oraz ciekawostek, które publikujemy tylko tam.

Użyj widelca do spryskiwania na bardzo ubitych obszarach, aby rozbić bryły. Zaczekaj kilka dni po wstępnym wykopaniu, aby powierzchnia ziemi wyschła, a następnie kontynuuj. Łopata głęboko, włączając w to ściółkę i glinę tak bardzo, jak to możliwe. Użyj kultywatora w miejscach, które są zbyt trudne dla łopaty lub widelca.

Kurs ceramiki i garncarstwa Pisałam wam już na FB, że wybrałam się na tygodniowy kurs ceramiki i garncarstwa w Warszawie. W końcu nie samym jedzeniem człowiek żyje :) Tak, żeby nie było, że ja tylko do kuchni i z kuchni i nic a nic więcej nie potrzebuję do życia. Kurs ceramiki i garncarstwa to wiele godzin lepienia, kształtowania i modelowania. To zarażenie pasją do garncarstwa, to praca z gliną, z miękkim i wręcz żywym materiałem, który nie zawsze chce się poddać woli toczącego. Przynajmniej mi glina stawiała czynny opór. To trzeba wyczuć, zdecydowanie! Od kilkunastu lat mówiłam mężowi, że chcę na kole miski robić! Że marzy mi się taki kurs i chyba kiedyś pójdę. Gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja w sierpniu, mój mąż zadecydował, że kurs ceramiki i garncarstwa jest dla mnie obowiązkowy i trzeba zacząć realizować swoje marzenia. Muszę wam powiedzieć, że było świetnie! Dziękuję kochanie! Kurs prowadziła Klara Bukowska, dziewczyna ma pasję, umiejętności i dar przekazywania wiedzy, to cenne i fantastyczne. Jeśli tylko traficie na kurs lub zajęcia, które będzie prowadziła, idźcie śmiało, na nic nie czekajcie. Ja jestem bardzo zadowolona z zajęć z Klarą. Już wiem, że teoria toczenia i lepienia teorią, ale resztę umiejętności trzeba sobie w pocie czoła wytoczyć :) Kurs ceramiki i garncarstwa miał miejsce w sierpniu w szkole Ceramiq w Warszawie przy ulicy Chełmskiej. Pomieszczenia pracowni są przyjemne, przestronne, doświetlone. Odbierałam je jako jasne miejsce, gdzie ludzie z pasją siedzą i tworzą swoje dzieła. To taki inny świat, oderwany od sklepów, kuchni, zakupów i telewizji. Oderwany jakby od codzienności, od myśli splątanych, nerwów, zbędnych emocji. Strefa twórczości, wyciszenia i spełnienia. Uwielbiam takie miejsca z klimatem. Chociaż ja, gdy się odprężam nucę, nucę godzinami, ciągle ten sam rytm, powtarzany niczym mantrę, nucę a sama jej nie słyszę. To może innym przeszkadzać, więc na dłuższą metę, mam powód, żeby bardzo ale to bardzo potrzebować swojej strefy wyciszenia i miejsca do postawienia koła garncarskiego w domu. Już wiem, że kiedyś ten dzień nastąpi! Toczenie na kole Dla tego poszłam na ten kurs. Koło, potrzeba toczenia, zrobienia własnoręcznie garnka, miski, talerza jest taka mi bliska. Zdecydowanie najbardziej mnie kręcą miski i talerze, nie tam kubki, wazony czy ceramika ozdobna, ale właśnie miski i talerze, takie, które po wyszkliwieniu będę mogła postawić na stole. Zrobić na nich zdjęcia, postawić na półce i głaskać, że to moja własna praca, taki „mój skarb”, ang. „my presses”. ;) Lubię pracę na kole. Wymaga siły, techniki i sposobu. Jednak samą siłą nic tu się nie zdziała. Nie jestem zbyt precyzyjna, ale czuję, że kiedyś będę odprężać się przy własnym kole trzymając glinę między dłońmi i nucąc, bez względu na to jak to zabrzmi. Dolna połowa zdjęcia to moje prace :) Schną sobie i czekają na wypalenie. Trzeba przyznać, że garncarstwo wymaga sporo miejsca, do wyrabiania gliny, do kształtowania, toczenia, czyszczenia narzędzi, do schnięcia, do odstawiania. W warunkach domowych to oddzielne pomieszczenie byłoby bardzo wskazane. Ceramika – lepienie z wałeczków No to nie na moje nerwy, kręcenie wałeczków, wylepianie czy budowanie dużych form. Koło, zdecydowanie koło. Jednak wszystkiego trzeba spróbować na takim kursie, więc ja również ulepiłam z wałeczków miskę, którą na zdjęciu widzicie i druga miseczkę, która miała mieć postać spękanych faktur i chyba wyszło :) Lepienie z płata Tym razem powstał talerz, a dokładnie patera – prawda, że śliczna! W efekcie bardzo jestem zadowolona z tego, że zdecydowałam się na kurs, po kursie popędziłam do sklepu i kupiłam dużo gliny i podstawowych narzędzi. Następnie w domu wykonałam kilka prac z chętnym do tego typu zadań dzieckiem. Fajnie było i jest! Lubimy takie wylepianki, chociaż ja nadal wolę koło i moje miski! Każda praca z gliny musi najpierw wyschnąć, potem się ja wypala na biskwit, następnie szkliwi i wypala drugi raz. Tak pokrótce przebiega proces przeistaczania skorupy z gliny w śliczną użytkową miskę. Na kursie zrobiłam 3 miski na kole, kubeczek mały a’la podstawka do jajka, duży kubek, dzbanuszek, miskę z dzióbkiem i talerz płaski. Ale jest też łyżka dziegciu w tej opowieści. Swoje prace zostawiłam do wypalenia. Wypalone zostały, ale jak pojechałam po odbiór to okazało się, że ktoś sobie moje trzy miski przywłaszczył :( Nie odebrałam ich, bo ktoś je wziął. A właśnie na miski najbardziej czekałam! Nie ma możliwości, że niechcący, bo jak widać na zdjęciach, miski były podpisane i to na stałe w podstawie od spodu. To dla mnie wielki minus dla pracowni Ceramiq, za niedopilnowanie, co kto, wynosi po wypale. Tu nie chodzi o to, że te miski były nie wiadomo jak wartościowe, ale o to, że pozwolono komuś je przywłaszczyć. Ja ich nie dostałam, a zrobiłam, były to pierwsze moje prace na kole, ważne emocjonalnie i takie moje! Szkoda, bo cieszyłam się jak dziecko a zostały mi po nich tylko zdjęcia. Taki rozwój sytuacji sprawił, że jednak z większym dystansem podchodzę do pracowni Ceramiq, gdy coś zanoszę tam do wypalenia, wiem, że nie mam żadnej gwarancji, że to dostanę z powrotem. Oczywiście usłyszałam, że do tej pory nigdy takie zdarzenie nie miało miejsca ale już miało … Po kursie ceramiki i garncarstwa wiem, że kiedyś będę miała własne koło garncarskie i nieduży piec do wypalania ceramiki. Będę sama robiła miski, talerze, tace, kubki, wypalała je i z niecierpliwością czekała na otwarcie pieca. To przemiły moment, niespodzianka, niczym zabawka w „czekoladowym jajku” dla małego dziecka. Kiedyś będę miała koło i obiecuję, że pokażę moje nowe, własnoręcznie wykonane miski. I cały proces powstawania talerza lub miski krok po kroku, to fascynujące! Zanim do tego dojdzie chcę jeszcze pójść na kurs szkliwienia i ozdabiania. Może dokupić kilka godzin pracy z instruktorem, żeby pomógł mi opanować dobrą technikę od samego początku! Potem tylko koło, piec i pomieszczenie. Jest na co pracować i czekać, to dla mnie fajne i relaksujące hobby! A Ty – na jaki kurs lub warsztaty chciałabyś pójść? hThse. 236 156 153 75 177 419 397 472 59

jak zrobić glinę do lepienia